Krzysztof Krajewski

Prawo karne a podaż narkotyków

2 lutego 2013  

Jak wspomniano już wcześniej, podstawowym celem polityki prohibicji oraz prawa karnego w sferze podaży środków odurzających i substancji psychotropowych jest uczynienie takich czynności, jak produkcja, przemyt i wszelkie formy dystrybucji narkotyków zajęciem na tyle ryzykownym i nieopłacalnym, aby zniechęcić doń jak największą liczbę potencjalnych wykonawców ról producenta, przemytnika czy dystrybutora narkotyków. Jeśli uda się osiągnąć znaczące sukcesy w realizacji tego celu, to siłą rzeczy spaść muszą rozmiary nielegalnej podaży narkotyków, to zaś będzie oznaczało mniejszą dostępność tych substancji dla konsumentów i potencjalnych konsumentów, co w sumie powinno przyczynić się do spadku rozmiarów zjawiska używania narkotyków.

Niestety rozumowanie to, któremu na pierwszy rzut oka nie można nic zarzucić, obarczone jest zasadniczym błędem. Nie uwzględnia ono bowiem faktu, iż polityka prohibicji zawiera w sobie wewnętrzną sprzeczność polegającą na tym, że dążenie metodami prohibicyjnymi do uczynienia stwarzania podaży narkotyków nieopłacalnym, prowadzi do dokładnie odwrotnych rezultatów. W konsekwencji prohibicja zamiast zniechęcać do wchodzenia w „biznes narkotykowy” tworzy w gruncie rzeczy potężne bodźce zachęcające do podejmowania takiej działalności. Mechanizm tej sprzeczności związany jest ze wspomnianym zjawiskiem „taksy kryminalizacyjnej” (crime tarrif). Polityka prohibicji dąży mianowicie do stworzenia bardzo wysokich kosztów zajmowania się tworzeniem nielegalnej podaży narkotyków, przede wszystkim w postaci niezwykle nawet surowej odpowiedzialności karnej grożącej za tego typu działalność. Ma to doprowadzić do powstania tak wysokich potencjalnych kosztów działalności tego typu, że nawet perspektywa wysokich przychodów nie powinna czynić jej opłacalną. W sytuacji jednak, gdy popyt na dane dobro czy usługę istnieje, a tak będzie zawsze w przypadku narkotyków, znajdą się również jednostki skłonne zająć się jego zaspokajaniem. Jednocześnie, ponieważ osoby takie ponoszą w związku ze swą działalnością podwyższone ryzyko, wliczają one w cenę nielegalnego dobra czy też usługi stosowną rekompensatę owego ryzyka. W ten sposób nielegalne dobro czy usługa stają się niejednokrotnie wielokrotnie nawet droższe niż to samo dobro czy ta sama usługa w warunkach legalnych, gdy ich cena jest po prostu ceną równowagi wyznaczaną przez mechanizmy rynkowe, bez interwencji dodatkowych czynników, jak na przykład właśnie kryminalizacja.

Z jak potężnymi mechanizmami mamy tu do czynienia, świadczyć może następujący przykład dotyczący „progresji” ceny kokainy na poszczególnych etapach łańcucha produkcji i dystrybucji. Surowiec do produkcji jednego kilograma kokainy wyprodukowany przez plantatora w Boliwii, a mianowicie 200–500 kg liści krzewu coca, sprzedawany jest lokalnemu kupcowi za cenę około 400–1.000 DEM. Ówże lokalny kupiec poddaje liście w prymitywnym laboratorium pierwszej przeróbce na około 2,5 kg pasty coca. Pasta ta zostaje następnie sprzedana za około 1.500–2.000 DEM do dalszej przeróbki. W profesjonalnym laboratorium w Kolumbii lub Brazylii przekształcona zostaje najpierw w tzw. „bazę” kokainową, której l kg osiąga cenę około 5.000–6.000 DEM. „Baza” kokainowa musi być poddana jeszcze dalszym procesom „uszlachetniania” i zostaje ostatecznie przekształcona w 1 kg kokainy o czystości 90–95%. Cena producenta owego l kg kokainy (uzyskanego ze wspomnianych 200–500 kg liści coca), wynosi na czarnym rynku w Kolumbii około 10.000–20.000 DEM. Kupiona za powyższą cenę przez południowoamerykańskiego hurtownika kokaina jest następnie przemycana do Europy Zachodniej, co stanowi najbardziej ryzykowną część przedsięwzięcia. Na skutek tego europejski odbiorca hurtowy płaci swemu południowoamerykańskiemu dostawcy za tenże sam kilogram kokainy o czystości 90–95% około 70.000–90.000 DEM. Hurtownik europejski sprzedaje towar dalszym pośrednikom już za 90.000–160.000 DEM. W tym momencie rozpoczyna się proces rozcieńczania kokainy, najpierw do około 50%. Inaczej mówiąc, z l kg czystej kokainy powstają 2 kg kokainy o czystości około 50%, których cena hurtowa wzrasta już do około 200.000–270.000 DEM. Dalsze szczeble pośrednie prowadzą do powstania około 8 kg kokainy o czystości około 12%, których wartość hurtowa wzrasta do około 900.000 DEM. W tym momencie „towar” uzyskuje postać występującą w handlu detalicznym i zostaje przekazany do dystrybucji handlarzom ulicznym. W handlu ulicznym w Europie l g kokainy o czystości nie wyższej niż 12% osiąga cenę detaliczną 175–260 DEM. Oznacza to, iż towar (liście coca) o wyjściowej wartości 400–1.000 DEM osiąga na końcu procesu produkcji i dystrybucji wartość detaliczną minimum 1.400.000–2.080.000 DEM. Jest rzeczą oczywistą, iż z owego niesłychanego wzrostu ceny korzysta znaczna liczba osób aktywnych na szczeblach pośrednich. Przyrost wartości „towaru” jest jednak tak dramatyczny, iż nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wszyscy oni uzyskują ze swego procederu bardzo „godziwe” zyski. Pamiętać przy tym należy, iż owe zyski związane są tylko i wyłącznie ze wspomnianym rekompensowaniem ponoszonego ryzyka. Rzeczywiste bowiem koszty wytwarzania narkotyków, tak kokainy, jak i heroiny są w gruncie rzeczy niezwykle niskie. I tak na przykład czarnorynkowa cena detaliczna l g heroiny w USA w latach osiemdziesiątych wynosiła w zależności od okoliczności od 50 do 150 USD. W tym samym czasie cena tej samej ilości heroiny w aptece w Anglii, gdzie w bardzo ograniczonym zakresie, ale wciąż jest ona pod pewnymi warunkami dostępna na receptę w ramach tzw. systemu brytyjskiego, nie przekraczała 1 USD! Z kolei H. Schmidt-Semisch podaje, że w warunkach niemieckich, gdzie w latach osiemdziesiątych cena detaliczna 1 g heroiny wynosiła przeciętnie około 300 DEM, jej cena w warunkach legalnej sprzedaży w aptece, a więc uwzględniająca koszty wytworzenia oraz marżę handlową, nie powinna przekroczyć 15 DEM.

Powyższy mechanizm wzrostu ceny środków odurzających w warunkach nielegalności będący skutkiem polityki prohibicji ma równocześnie druzgocące konsekwencje dla skuteczności owej polityki w odniesieniu do podaży narkotyków. Z jednej strony tworzy on przede wszystkim niesłychaną wprost zachętę do podejmowania ryzyka takiej działalności. Nie negując bowiem tego, iż jest to działalność ryzykowna, aczkolwiek niekoniecznie tylko i wyłącznie ze względu na możliwość poniesienia bardzo surowych konsekwencji prawnokarnych, jest to również działalność niesłychanie zyskowna. Z drugiej strony trzeba pamiętać, iż perspektywie wysokich zysków w ramach współczesnej gospodarki rynkowej bardzo często towarzyszą różne formy równie wysokiego ryzyka, co powoduje, iż rośnie liczba osób, które dla owych zysków są gotowe ponosić bardzo nawet wysokie ryzyko, a co więcej, mają duże doświadczenie we „współżyciu” z owym ryzykiem. W takiej sytuacji odstraszające oddziaływanie kar wymierzanych za nielegalny obrót narkotykami jest najczęściej niewielkie i nie stwarza z reguły dostatecznej bariery kosztów dla potencjalnych amatorów łatwego zysku. W konsekwencji na miejsca zwolnione przez wyeliminowanych w taki czy inny sposób handlarzy narkotyków oczekuje częstokroć bardzo długa kolejka chętnych następców.

Nie można także zapominać, iż olbrzymie dochody, jakie oferuje dziś nielegalny obrót narkotykami, są dla wielu osób nie tylko niewspółmiernie wysokie w stosunku do ponoszonego ryzyka, ale także w stosunku do dochodów możliwych do uzyskania z jakiejkolwiek innej, legalnej działalności. Pierwszym z brzegu przykładem może tu być sytuacja panująca w krajach będących tradycyjnymi producentami surowców do produkcji narkotyków, a więc krajów Ameryki Południowej w przypadku upraw krzewu coca służącego do produkcji kokainy oraz krajów Azji Południowej i Południowo-Wschodniej w przypadku maku opiumowego służącego do produkcji heroiny. W obu tych wypadkach dochody, jakie uzyskują plantatorzy tych roślin, aczkolwiek przytoczony wyżej przykład pokazuje, iż trudno je określić jako oszałamiające, są i tak znacznie wyższe niż dochody możliwe do uzyskania z uprawy jakiejkolwiek legalnej rośliny. Leży to u podłoża niepowodzeń, jakie spotykają finansowane przez USA czy Unię Europejską programy „przestawiania” ludności rolniczej w krajach producentach na legalne uprawy. Nawet bowiem dofinansowywanie upraw legalnych nie jest w stanie zrekompensować tamtejszym chłopom spadku dochodów, jaki następuje po rezygnacji z upraw krzewu coca czy maku opiumowego.

To samo dotyczy jednak także sytuacji w krajach będących konsumentami narkotyków. Jak zauważa to na przykład jeden z czołowych przedstawicieli współczesnego nurtu radykalnego w kryminologii I. Taylor, jedną z konsekwencji rozwoju współczesnych „społeczeństw rynkowych” jest „(…) zachęcanie coraz to większej liczby młodych ludzi do działalności przestępczej (co wolnorynkowi ekonomiści określiliby mianem «racjonalnego wyboru»), szczególnie tam, gdzie alternatywne czy też nielegalne formy działalności ekonomicznej skupione wokół handlu narkotykami oferują znacznie lepsze efekty w stosunku do wniesionego wysiłku. Obecnie na peryferiach wielu wielkich miast istnieją obszary, na których jedynym przejawem jakiejkolwiek działalności gospodarczej w ramach zbiorowości lokalnej jest handel narkotykami”. Poglądy Taylora, wyrastające z krytyki społecznych konsekwencji „thatcheryzmu” w Wielkiej Brytanii, można uznać za skrajne. Nie można im jednak całkowicie odmówić racji. Fundamentem współczesnego „społeczeństwa rynkowego” staje się bowiem w coraz to większym stopniu niczym nieskrępowana, wręcz nieokiełzana konsumpcja, która narzucana jest z niezwykłą wręcz natarczywością, w czym szczególną rolę odgrywają środki masowego przekazu, przede wszystkim telewizja. Dobra materialne i konsumpcyjny styl życia stają się dzisiaj podstawowym wyznacznikiem statusu, a możliwość uczestniczenia w konsumpcji staje się częstokroć podstawowym wyznacznikiem sensu życia i kryterium przynależności do społeczeństwa. Nie negując tego, iż znaczna część społeczeństw zachodnich, o wiele większa niż sto czy pięćdziesiąt lat temu, ma możliwość uczestniczenia w owej konsumpcji, mamy dzisiaj równocześnie do czynienia z dużych rozmiarów grupami społecznymi, które w sposób trwały zostały wyłączone z uczestnictwa w tak pojmowanym kontrakcie społecznym albo uczestniczą w nim w bardzo ograniczonym zakresie. Grupy te obejmują przede wszystkim liczne rzesze osób objętych konsekwencjami postępującej deindustrializacji i strukturalnego bezrobocia, które nie mają prawie żadnych szans na znalezienie w ciągu swego życia jakiegokolwiek trwalszego zatrudnienia. W tych grupach blokada możliwości uczestnictwa w konsumpcji odczuwana jest w sposób szczególnie dotkliwy i te grupy, zgodnie z klasycznymi tezami Mertona, odczuwają dzisiaj szczególnie silną presję anomijną. Równocześnie, zgodnie z równie klasycznymi tezami R. Clowarda i L. E. Ohlina, „narkobiznes” stwarza stosunkowo najprostszą i łatwo dostępną okazję dla innowacyjnego przystosowania do takiego stanu rzeczy. W tym sensie polityka prohibicji narkotykowej stwarza więc nie tylko okazję gwałtownego wzbogacenia się dla „rekinów” czarnego rynku, ale także możliwość ekonomicznego przetrwania dla szerokich rzesz ludzi pozostawionych poza nawiasem społeczeństwa dobrobytu.

Można oczywiście twierdzić, że problemy wynikające z istnienia mechanizmu „taksy kryminalizacyjnej” nie są problemami nie do rozwiązania. Przede wszystkim jego oddziaływanie zdaje się mieć jednak swoje granice, tzn. podnoszenie ceny dla celów rekompensaty potencjalnych kosztów nie jest możliwe w nieskończoność. Inaczej mówiąc koszty w pewnym momencie mogą okazać się jednak zbyt wysokimi, niemożliwymi do zrekompensowania wysoką ceną, która stanie się równocześnie przyczyną spadku popytu i tym samym opłacalności całego interesu. Stąd też podstawową metodą podnoszenia owej bariery kosztów, jaką przyjmuje większość ustawodawstw dotyczących narkotyków, jest nieustanne podnoszenie ustawowych zagrożeń za przestępstwa związane z nielegalnym obrotem narkotykami, których wysokość w wielu krajach świata przekroczyła dawno przeciętne zagrożenia za najpoważniejsze przestępstwa skierowane przeciwko takim indywidualnym dobrom prawnym, jak życie czy zdrowie. Uzasadnia się to tym, że sprawcy przestępstw tego typu to osoby, które kierują się racjonalną kalkulacją na wzór innych biznesmenów oceniających ryzyko swej działalności gospodarczej. Ich działalność musi tym samym natrafić w pewnym momencie na barierę kosztów. Problem nie polega więc na tym, iż samo rozumowanie leżące u podłoża polityki odstraszania potencjalnych „narkobiznesmenów” jest niesłuszne. Polega on na tym, iż dotychczasowe koszty tworzone przez politykę prohibicji i jej egzekwowanie nie są najwidoczniej dostatecznie wysokie W związku z tym, zgodnie z zasadą „zwiększania dawki” (more of the same), trzeba więc z żelazną konsekwencją dążyć do podnoszenia owych kosztów.

Podstawowy problem związany z tym rozumowaniem polega na tym, iż jak zwykle w przypadku sporów o skuteczność odstraszającą surowej represji karnej nie rozróżnia się w trakcie dyskusji na ten temat potencjalnie wysokich kosztów w postaci drakońskich nawet kar i kwestii prawdopodobieństwa ich poniesienia. Nasilanie tylko pierwszego czynnika, bez równoległego zwiększania drugiego, pozostaje jednak najczęściej bez echa. Nie mogą działać bowiem odstraszająco nawet najsurowsze potencjalne sankcje, jeśli prawdopodobieństwo tego, że zostaną one rzeczywiście zrealizowane jest relatywnie niewielkie. W tym zaś zakresie prawo karne napotyka na takie same bariery, jak w przypadku ewentualnego zwalczania popytu na narkotyki, to znaczy charakteryzuje je olbrzymi deficyt zdolności wykonawczych. Wynika to tak samo ze specyficznego charakteru tych przestępstw jako przestępstw konsensualnych, bez ofiar, których sprawcy w dodatku działają w ramach grup o mniej lub bardziej zorganizowanym charakterze, podejmując najczęściej cały szereg działań mających ich przed jakimikolwiek konsekwencjami zabezpieczyć. W takiej sytuacji, jak sugerują to N. Dorn i N. South, konsekwencją nieustannego zaostrzania zagrożeń ustawowych za przestępstwa narkotykowe jest nie tyle odstraszenie potencjalnych „narkobiznesmenów”, co ich narastająca profesjonalizacja. Wspomniany fakt, iż organom ścigania udaje się przeciętnie przejąć nie więcej niż 10% nielegalnej podaży narkotyków świadczy dobitnie o tym, że ryzyko poniesienia konsekwencji karnych przemytu czy handlu narkotykami nie jest wysokie. Nie znaczy to, że nie ma go w ogóle, co wymaga właśnie pewnej jego rekompensaty. Ale nie jest ono aż tak wielkie, aby móc odstraszyć wszystkich potencjalnie skłonnych do jego poniesienia, tym bardziej że, jak wspomniano to wcześniej, w działalność taką angażują się z reguły ludzie do ryzyka przyzwyczajeni i umiejący współżyć z nim. Konsekwencje tego stanu rzeczy są paradoksalne: nielegalna podaż narkotyków w ostatnich latach wzrasta prowadząc do spadku cen. Fakt ten nie wydaje się jednak wpływać w istotny sposób na zyski zorganizowanych grup przestępczych, które najwyraźniej rekompensują spadek cen zwiększaniem obrotów.

O tym, iż polityka prohibicji nie jest w stanie stworzyć istotnego, wpływającego rzeczywiście na dokonywane kalkulacje, zagrożenia dla narkobiznesu świadczy zresztą jeszcze jedna okoliczność podnoszona bardzo często przez krytyków tego podejścia. Rzecz w strukturze ujawnionej przestępczości narkotykowej, w której dominuje jednoznacznie drobny handel oraz czyny o charakterze wyłącznie konsumenckim. Jak stwierdza na przykład w odniesieniu do warunków niemieckich H. J. Kerner, „na większość ujawnionych sprawców (przestępstw narkotykowych – dopis. aut.) (przy wykrywalności sięgającej 95%), składają się drobni handlarze oraz konsumenci ujęci bądź to na fakcie posiadania niewielkich ilości narkotyku, bądź też w momencie jego przekazywania”. Oznacza to, że poważne czyny znajdujące się po stronie podaży ujawniane są stosunkowo rzadko, a jeszcze rzadziej dochodzi do skazań za nie. Na przykład w Niemczech około 60% wszystkich postępowań dotyczących przestępstw narkotykowych odnosi się do czynów o wyłącznie konsumenckim charakterze (posiadanie lub nabywanie niewielkich ilości narkotyku na cele własnej konsumpcji). Dalsze 30% to czyny co prawda znajdujące się po stronie podaży, ale o drobnym charakterze (najczęściej przypadki drobnego handlu detalicznego uprawianego przez samych narkomanów w celu uzyskania środków na finansowanie własnej konsumpcji). Tylko około 10% postępowań dotyczy przypadków przemytu i handlu narkotykami o poważniejszym charakterze. Taka struktura ujawnionej przestępczości narkotykowej, podobna we wszystkich krajach świata, z Polską włącznie jest wynikiem zjawiska, w literaturze niemieckiej określanego mianem „wielkiego polowania na płotki” (großte Jagd auf kleine Fische). Rzecz w tym, że konsumenci i drobni handlarze detaliczni narkotyków stanowią relatywnie łatwy cel proaktywnych działań policyjnych, które mają jednak niewielki wpływ tak na rozmiary popytu, jak i podaży narkotyków. Nie zmienia to bowiem w żadnym zakresie prawdziwości tezy o deficycie zdolności wykonawczych prawa karnego na tym odcinku. Rzecz w tym, że pomimo dużego udziału tych przestępstw w ogólnej strukturze ujawnionej przestępczości narkotykowej jest to wynik działań i tak bardzo selektywnych, i w gruncie rzeczy przypadkowych, które nie zmieniają faktu istnienia tu olbrzymiej ciemnej liczby. Natomiast producenci, przemytnicy czy handlarze narkotyków, szczególnie zaś ci odgrywający na rynku rzeczywiście istotną rolę, stanowią dla policji i wymiaru sprawiedliwości znacznie trudniejszy „orzech do zgryzienia”. W związku z tym niewielki udział poważnych przestępstw znajdujących się po stronie podaży narkotyków świadczy o tym, iż deficyt zdolności wykonawczych jest na tym odcinku szczególnie duży, co przy występowaniu mechanizmu zachęt do podejmowania takiej działalności, musi w zasadniczy sposób wpływać na możliwość stwarzania przez politykę prohibicji i prawo karne jakiejkolwiek realnej bariery kosztów dla zajmowania się tego typu działalnością.

Redakcja serwisu Poradnia.narkomania.org.pl serdecznie dziękuje p. prof. Krzysztofowi Krajewskiemu za zgodę na opublikowanie fragmentu Jego książki.

okładka

Krzysztof Krajewski
Sens i bezsens prohibicji. Prawo karne wobec narkotyków i narkomanii
wyd. Zakamycze, 2001
ISBN 83-7333-024-0
stron: 528
wydanie: 1