WYSTAWIANIE CUKIERNICY

29 grudnia 2017  


Czym jest w rzeczywistości współuzależnienie i jak daleko sięgają jego konsekwencje? Jak wreszcie można usuwać jego długofalowe skutki? Czasem zastanawiam się czy przypadkiem nie wciskam osób, z którymi pracuję głębiej we współuzależnienie.

Podobno pan Melibruda w jakiejś swoje publikacji stwierdził, że w momencie, kiedy małżonek wyprowadza się od osoby uzależnionej lub wyprowadza ją kończy się zjawisko współuzależnienia. Doprawdy? To tak jakby stwierdzić, że w momencie, kiedy odstawia się alkohol lub inne narkotyki człowiek przestaje być uzależniony. Moja niegdysiejsza koleżanka z pracy, mimo, że była w abstynencji ze dwadzieścia lat i uważała, że pomaga alkoholikom sama była stuprocentową alkoholiczką, dla rozjaśnienia, osobom po latach pracy nad sobą proponuję określanie siebie mianem neofity. Ale nie w tym rzecz.

Często w czasie jednego z pierwszych spotkań z rodzicem nastoletniego narkomana, szczególnie z matką, proponuję zadbanie o siebie. Argument jest prosty, żeby pomagać dziecku musi mieć Pani siłę a więc musi pani zadbać o siebie. Argumenty są niezbędne, bo takie postawienie sprawy budzi protest – przecież muszę walczyć o życie swojego dziecka, gdzie tu miejsce na spacer czy fryzjera?

I tu pojawia się wzmiankowana refleksja, czy takie postawienie sprawy przypadkiem nie wciska przykładowej mamy silniej we współuzależnienie?

Jednym ze stałych elementów, z których korzystam w trakcie pierwszych spotkań jest manewr z cukiernicą. Na stole stoją kubki z herbatą i cukiernica. Opowiadam o tym jak wygląda system rodzinny, jeśli jest w nim ktoś uzależniony. Ta osoba jest w centrum. Popatrzmy na to jak wygląda dzisiejsze spotkanie. „Jasia” nie ma tutaj, ale cały czas rozmowa koncentruje się na nim. Żeby Jaś przestał brać w sposób toksyczny potrzebna jest zmiana systemu, trzeba go usunąć z centrum, tu odstawiam stojącą na środku cukiernicę.

Czy w takim razie argument, że warto zadbać o siebie ze względu na dziecko, współmałżonka czy kogoś innego, kto jest uzależniony nie jest w takim razie wstawieniem z powrotem cukiernicy do środka?

Pytanie czy jest to jedyny i najważniejszy argument. Czy jest to środek prowadzący do uświadomienia tej osobie, że jest warta troski, uwagi? Bo to jest warunek konieczny rozpoczęcia wychodzenia ze współuzależnienia. Pytanie też, czy ja, jako pomagacz mam świadomość, że warunkiem koniecznym dla usunięcia pierwiastka toksycznego z relacji jest zerwanie go w części „robię to czy tamto z powodu, ze względu”. To trwałe wystawienie cukiernicy z centrum. To trudne.